5. Kwestia honoru
15.02.2511 KI, kilka godzin drogi od wsi Grausee
Mansslieb stał już wysoko na niebie oświetlając srebrzystą poświatą opustoszały obóz, podczas gdy mniejszy z księżyców przyczaił się za drzewami rosnącymi na pobliskich mokradłach.
Niewyobrażalnie zmęczeni lecz zdeterminowani, ruszyli w kierunku powozu Johanny. Werner, dla zachowania pozorów kurtuazji, przywalił zaciśniętą pięścią w drzwi, lecz zaraz potem bezceremonialnie wparował do środka. Reszta kompanii wroczyła za nim.
Kupczyni prezentowała się w jeszcze gorszym stanie, niż podczas ich pierwszego spotkania. Poczerwieniałe oczy zdradzały potoki wylanych łez, których już nie próbowała nawet ukrywać pod makijażem. Jednak na widok przybyłych odruchowo poprawiła zmierzwione włosy.
– Zabiliśmy bestię z bagien. Do wglądu mamy odcięty łeb, gdybyś chciała mieć pewność. Gdzie obiecana nagroda? – Bez zbędnych wstępów wypaliła Eike
– To wszystko co zostało. – Johanna wskazała na pękaty mieszek leżący na zasłanym rozmaitymi papierami sekretarzyku. – Thulgrim ukradł skrzynię ze złotem. Wszystko stracone… – dodała przez drżące wargi.
Eike bez dodatkowej zachęty czym prędzej chwyciła mieszek wypełniony monetami.
– Przez ciekawość pytam, Thulgrim uciekł przed czy po tym, jak dowiedział się, że zleciłaś morderstwo Rutgera? – lodowatym tonem rzuciła Sigfrieda, wspierając dłoń na rękojeści rapiera.
– To nie tak… – Johanna chciała wykrzyknąć w swojej obronie, lecz jej głos złamał się w pół zdania. – …to przez to przeklęte miejsce. Koszmary we śnie i na jawie przez całe tygodnie… Chciałam stąd tylko uciec. Zbudować ten cholerny młyn i nigdy tu więcej nie wracać… A teraz wszystko stracone! Cała fortuna przepadła przez tego podłego krasnoluda! – Wypowiedź Johanny zmieniła się w beznadziejny szloch rozpaczy, w którym tonęły wypowiadane z widocznym wysiłkiem słowa. – Nie chciałam, żeby komuś się się coś stało… Ale Rutger… On wszystko psuł… Budowa stała… Nie mogłam już tego znieść…
Werner, który młodość spędził słuchając ballad o ratowaniu dam w opałach, zdał sobie sprawę, że właśnie może jedną uratować. Co ważniejsze, rzeczona dama zdaje się być wciąż na tyle majętna, aby ów ratunek sowicie wynagrodzić.
– Nie martw się. Zajmiemy się tym. Zawieziemy cię do domu, do Wusterburga – rzekł miękkim, głębokim tonem, jednocześnie rzucając porozumiewawcze spojrzenie w kierunku Sigmunda, i przysiadł obok Johanny, obejmując ją ramieniem. Ta wtuliła się weń mocno, dalej pogrążona w rozpaczy.
Pozostali szybko zebrali swoje rzeczy z obozowiska i czym prędzej wyruszyli. Eike, najpewniej czująca się na koźle, prowadziła powóz z Sigmundem i Sigfriedą po bokach, podczas gdy Werner na tyłach wozu służył Johannie wsparciem, czule ocierając jej łzy.
***
Ruszyli w kierunku Wusterburga. Eike nie oszczędzała koni, chcąc jak najszybciej dogonić migocący latarniami korowód strzygańskich wozów. Droga nie była długa, jednak w grupie zawsze bezpieczniej. Po doświadczeniach dzisiejszego dnia nie mogła się doczekać, kiedy sama stanie w obrębie murów miejskich, zza których nie dosięgnie jej żadna straszliwa bestia.
Siegfrieda, wyraźnie niezadowolona z obrotu sytuacji, pogrążyła się w rozmyślaniach. Zdała sobie sprawę, że ostatecznie nikt nie opowie za morderstwo Rutgera, który – choć może zbyt gadatliwy i lekkomyślny – wciąż jednak zatrudnił ich do ochrony. Coraz bardziej stawało się jasne, że przynajmniej na równi chodziło mu o miejsce budowy, jak i o własne życie. Drużynie udało się nie wywiązać z ani jednej części zlecenia, co wprawiało Siegfriedę w podły nastrój.
Sigmund natomiast starał się za wszelką cenę znaleźć pozytywy ich obecnej sytuacji. Odkopane stare medaliony, łeb potwora, a także mieszek złota od Johanny, która dodatkowo zaoferowała dziesiątą część złota ze skrzyni skradzionej przez Thulgrima, jeżeli tylko uda się im ją odnaleźć. Sporo pieniędzy i sporo powodów do radości dla tonącego w długach alchemika. Dlaczego zatem zupełnie nie było mu wesoło?
***
Wreszcie dotarli do miasta. Strażnicy przy bramach ociągali się z przepuszczaniem strzygańskich wozów, sprawdzając wszystko po trzy razy, wielokrotnie licząc poszczególne nogi całego inwentarza zwierzęcego i doszukując się wszędzie nielegalnej kontrabandy.
Jednakże ich powóz został przepuszczony szybko i bez większych problemów. Wystarczył,o aby Johanna, opatulona w narzucony na ramiona koc, wychyliła się przez jedno z okien i stanowczym tonem zażądała widzenia się z dowódcą straży, ponieważ nie ma ona najmniejszej ochoty dłużej podziwiać przedmurza. Chwilę potem ruszyli naprzód, omijając całą kolejkę.
– Tak to jest być bogatym i szanowanym – pomyślała Eike, przyznając w duchu, że zapewne mogłaby się sama dość łatwo przyzwyczaić do takiego traktowania.
Dotarli wreszcie pod wskazany adres, w jednej z bogatszych dzielnic miasta. Johanna pożegnała się szybko, podczas gdy jej służba przejęła powóz.
– Cóż, najpierw chyba musimy znaleźć jakiś nocleg, ledwo żywy jestem po tym wszystkim – rzekł Werner z szerokim uśmiechem, który Sigmund, jak zawsze elokwentny, uznał za wyjątkowo głupi.
Nikt jednak nie miał siły i ochoty na wypominanie mytnikowi jego zachowania, ruszyli zatem do najbliższej karczmy.
***
Poszukiwania krasnoluda zajęły im kolejne dwa dni chodzenia po mieście, wypytywania, przekupywania, a czasem nawet i grożenia. Ustalili, że Thulgrim najwięcej czasu spędził w Krasnoludzkiej Kwarcie, której mieszkańcy z oczywistych względów nie chcieli zbytnio współpracować ze wścibskimi ludźmi. Jednak zgromadzone informacje jasno wskazywały, że były majster budowy zawitał do wielu kupców w celu uregulowania rozmaitych należności rodzinnych.
Sigfrieda, jako łowczyni nagród mająca już doświadczenie w znajdywaniu osób nie chcących zostać odnalezionymi, obrała sobie dogodne miejsce do obserwacji – główne przejście łączącą krasnoludzką część miasta z jego resztą – i tam też postanowiła czekać, aż wreszcie trafi na Thulgrima.
Po wielu godzinach i powoli narastającej irytacji jej cierpliwość została nagrodzona. Dojrzała krasnoluda paradującego z pokaźną skrzynią na ramieniu. Rzuciła kilka miedziaków jednemu z wszędobylskich, miejskich dzieciaków, aby zaniósł wiadomość do reszty towarzyszy w karczmie, sama zaś postanowiła śledzić podejrzanego.
Thulgrim odwiedzał rozmaite kupieckie stragany i wszystko wskazywało, że szykuje się na wyprawę. Zaopatrzył się w broń, niezbędny prowiant oraz ekwipunek podróżny. Reszta drużyny odnalazła Sigfriedę podążającą śladem krasnoluda, który zdawał się być zbyt zatopiony we własnych myślach, aby zwracać uwagę na świat wokół niego. Nie pozostało im nic innego, jak tylko osaczyć go z czterech stron i odzyskać skrzynię wraz z zawartością, lub przynajmniej tym, co z niej wciąż pozostało.
– Koniec tego. Czas oddać co ukradłeś – Sigfrieda, niewiele wyższa od krasnoluda, stanęła przed nim sama, podczas gdy pozostał trójka drużyny zaszła mu drogę z pozostałych trzech stron.
– Ukradłem?? Ja ukradłem!?! – Ryknął gniewnie Thulgrim. Nie takiej reakcji się spodziewali.
– To mnie okradziono! Mnie i moją rodzinę! – Kontynuował czerwony ze złości krasnolud – Myślicie, że skąd Rutger z Johanną wzięli pieniądze na budowę? Krętactwa, oszustwa i kłamliwe, ludzkie prawa. Ogłaszanie bankructw i nowe spółki, aby umorzyć długi wobec moich dzieci i jednocześnie zatrzymać ich złoto! – Thulgrim niemal cały trząsł się ze złości, z pianą na ustach zdawał się niemal puszczać kłęby dymu z nozdrzy pomimo braku dotąd zawsze obecnej fajki. – Tak, ukradłem, ale tylko to co mi skradziono!
– Ale to wciąż niehonorowe – wypaliła Eike, przerywając krasnoludowi w pół zdania.
– Nie waż mi się mówić o honorze! Zrobiłem, co trzeba było, dla rodziny. A teraz zrobię, co trzeba, dla honoru. – W ostatnim zdaniu w głosie krasnoluda nie było już gniewu, lecz tylko smutek i ponura determinacja.
Sigmund nie wiedział, jak mógł tak późno zrozumieć, co dzieje się tuż przed jego oczami. Sam spędził lata u krasnoludzkiego majstra i pewne rzeczy powinny być dla niego oczywiste.
Stanął przed Thulgrimem i wypowiedział kilka szorstkich słów w nieznanym towarzyszom języku. Krasnolud zadarł brodę wysoko, odpowiadając na spojrzenie czarodzieja zeszklonymi oczami. Wymówił jedno słowo, po czym zapadła cisza. Chwilę jeszcze alchemik i krasnolud mierzyli się wzrokiem, po czym Thulgrim odwrócił się i odszedł, na jednym ramieniu wciąż niosąc skrzynię, na drugie zarzuciwszy ekwipunek na wyprawę. Nikt z drużyny nie odważył się go zatrzymać.
– Co się stało? Co mu powiedziałeś? – Zapytała cicho medyczka.
– Życzyłem mu godnej śmierci – odpowiedział alchemik.
Grafika pochodzi z oficjalnego scenariusza „If looks could kill”
Archiwa
- lipiec 2024
- czerwiec 2024
- maj 2024
- kwiecień 2024
- marzec 2024
- luty 2024
- styczeń 2024
- grudzień 2023
- listopad 2023
- wrzesień 2023
- sierpień 2023
- lipiec 2023
- czerwiec 2023
- maj 2023
- kwiecień 2023
- marzec 2023
- luty 2023
- styczeń 2023
- grudzień 2022
- listopad 2022
- październik 2022
- wrzesień 2022
- sierpień 2022
- lipiec 2022
- czerwiec 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- luty 2022
- styczeń 2022
- grudzień 2021
- listopad 2021
- październik 2021
- wrzesień 2021
- sierpień 2021
- lipiec 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- październik 2020
- wrzesień 2020
- sierpień 2020
- lipiec 2020
- czerwiec 2020
- maj 2020
- kwiecień 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.